Ogromny miałem apetyt na gwiezdne łowy nocą z soboty na niedzielę, ale... no właśnie. Ta diabelna pogoda nieskora do współpracy wcale a wcale. Blisko zmierzchu był krótki moment, w którym wydawać by się mogło chmurwy rozwiać się zechcą i jednak na coś się moje przygotowania zdadzą, lecz po chwili wszystkie nadzieje prysły jak bańka wraz z nadejściem drugiej fali zachmurzenia.
No trudno. Trzeba obejść się smakiem, przeżyć jeszcze jeden tydzień porannych zmian w pracy, kiedy to wyjście na lornetkowanie jest jak strzał w kolano, przecież trzeba wstawać rano.
I nadeszła niedziela i jak na złość bezchmurne niebo cały dzień zapraszało na nocną ucztę. A ja jak ten tygrysek chciałem skakać i brykać i paczeć, a nie mogłem przecież bo jutro ten okropniasty poniedziałek 😭
Chwile skomlałem, ciut posmutniałem, lecz koło południa nastąpił przełom w mym rozumowaniu. A stało się to gdy rozstawiłem statyw i chciałem tylko troszeczkę posmakować. Ociupinkę słońca wpuściłem w obiektywy nikonki, uprzednio przez własnej roboty filtry większość fotonów odsiałem i do oczu wleciało ich tylko troszeczkę i to troszeczkę w zupełności mi wystarczyło żebym odrzucił obawy o następny poranek i po paru godzinkach pędził na miejscówkę z jęzorem na wierzchu poskramiać apetyt na niebo... 😎
Po tym przydługim wstępie coś o już wspomnianym słonku bym rzekł zanim przejdę do relacji właściwej:
"W samym centrum tarczy widać było sporych rozmiarów plamę. Później sprawdziłem na spaceweatherlive, że to region 2662 z kilkoma plamami słonecznymi. Poniżej rzucił mi się w oczy jeszcze jeden region (2663), ten o wiele jednak mniejszy i ledwo w 10x50 zauważalny".
18 czerwca o godzinie 2245 rozstawiłem statyw, rozłożyłem leżak, wyjąłem segregator z atlasem, piórnik, podkładkę, notatnik i byłem gotowy. Na pierwszy ogień poszło to co najjaśniejsze. Z uwagi na wczesną jeszcze porę innych opcji niż Jowisz i Saturn jeszcze nie dostrzegałem. Jowisz pięknie dziś się prezentował. Ciężka, jasna kropa z wiernymi towarzyszami w kolejności od lewej: Europa, Io, Ganimedes i Kalisto. Europa na lewo od giganta, reszta po przeciwnej stronie. Wszystkie z Jowiszem ułożone niemalże w linii, tylko Ganimedes ciut do góry podskoczył jakby chciał się wyrwać grawitacyjnej uprzęży swego pana. Najpiękniej jednak jawiło mi się to towarzystwo godzinkę później gdy kolejno, poczynając na Kalisto cała piątka zaczęła tulić się do wiszącej w polu widzenia lornetki gałęzi z listowiem, by po chwili całkiem już czmychnąć za zasłoną lasu.
Władca pierścieni natomiast na trzy dni po opozycji znajduję się o troszkę ponad 9 jednostek astronomicznych (AU) od Ziemi i w lornetce wyraźnie prezentuje jajowaty kształt, spłaszczony od północy i południa. Według mych notatek z planami obserwacji tuż przy Saturnie, na prawo od niego winien znajdować się największy z jego 62 księżyców czyli Tytan. Księżyc ten na sto procent jest tam gdzie być powinien, nie uciekł przecież lecz nie dostrzegłem go mimo usilnych starań.
Pierwsza godzina łowów to głównie przeskoki od Jowisza do Saturna, od Saturna do Antaresa (strasznie mi się podoba ta gwiazda, jej barwa jest wręcz olśniewająca i zwyczajnie piękna). Na szybko spojrzałem też na Wegę i jej najbliższe otoczenie. Tutaj od razu w oczy się rzuca piękny układ gwiazd Epsilon Lyrae. Tak sobie teraz myślę, że następna sesja poświęcona będzie na przeniesienie tej okolicy na kartkę szkicownika. Układ ε Lyr widoczny w nikonce jako dwie bliźniacze kolorem i jasnością gwiazdy sam się prosi o uwiecznienie na szkicu. Patrząc na epsilony odruchowo podleciałem do kolejnego, pięknego układu: Mizara i Alkora, lub jak go zwali Arabowie konia i jeźdźca.
Krótko po godzinie 23 głód mój zaczęły zaspokajać główne bohaterki mojej poprzedniej relacji czyli Herkulesowe kuleczki M13 i M92, przy okazji na ząb wrzuciłem kolejny układ podwójny podpowiedziany przez Harringtona a znajdujący się w pobliskiej Koronie Północy. Gwiazdy Układu Ni Korony Północnej (ν CrB) są bliźniaczo do siebie podobne, tak jak epsilony z Lutni. Posiadają jednak cieplejszy od nich odcień wpadający w delikatną pomarańcz.
Następny w kolejce był Arktur, który miał mnie zaprowadzić do kolejnego zaplanowanego celu w postaci asteryzmu co się zwie "Czapka Napoleona". Niestety nie podołałem i celu nie osiągnąłem. Siedem gwiazdek tego asteryzmu zbyt małą ma jasność (około 9-10 mag każda) by móc je zaobserwować o tej porze roku. Białe noce a także blask Arktura skutecznie zablokowały mi dojście do celu zaobserwowania tego pięknego jak słyszałem układu gwiazd. ("Czapkę Napoleona" wyłapałem podczas jednej z zimowych sesji z użyciem teleskopu. Tu znajduje się relacja z tej sesji.)
Minęła północ i nadeszła już pora na główne dania tej sesji. Wpierw upolowałem Jedną z największych gromad kulistych naszego nieba, liczącą około pól miliona gwiazd M3 w Psach Gończych. By ją odnaleźć zacząłem od Arktura, przebiegłem do Muphrida (Eta Bootis) po czym wykonałem zwrot o 90 stopni i przeskoczyłem o dwa pola widzenia w kierunku północno zachodnim. Pieknie jawiła się moim oczom, niemożliwością jest jej nie zauważyć. Tak jak to pisze Harrington wraz z dwiema pobliskimi gwiazdami tworzy trójkąt prostokątny, w którym sama obrała miejsce przy kącie prostym tejże figury. Poniższy szkic prezentuje gromadę M3 widzianą w mojej nikonce.
Dalej ustrzeliłem aż dwa obiekty w jednym polu widzenia a konkretnie kolejne eMki, tym razem M10 i M12 z gwiazdozbioru Wężownika. Bardzo łatwo jest do nich trafić. Wystarczy przebyć drogę od gwiazdy Han (Zeta Oph), w kierunku północnym poprzez gwiazdę 23 Oph do 30 Oph by już praktyczne być u celu. M10 leży tuż tuż a ustawiając ją w centrum pola widzenia na północny zachód od niej łatwo dostrzegalna jawi się także M12.
Ostatnie pół godziny obserwacji ucztowałem w okolicy gwiazdy Cebalrai (beta Oph), w której starożytni Arabowie dostrzegali psa pasterskiego strzegącego pastwiska, pasterzem według nich była gwiazda Rasalhauge (alfa Oph). A według mnie owieczkami na pastwisku mogły być gwiazdy pięknej gromady otwartej umiejscowionej na północ od bety Wężownika. IC 4665 bo o niej mowa pięknie wygląda w szerokim polu nikonki. Jej jasne gwiazdy o zimnym zabarwieniu mocno biją swym blaskiem po oczach i mocno prosiły mnie o jeszcze jeden szkic. No takim cudom się nie odmawia i mimo późnej pory dałem się namówić na jeszcze kilka minut pod gołym niebem na chwilę przed krótkim snem i tym okropniastym poniedziałkiem w pracy...
No trudno. Trzeba obejść się smakiem, przeżyć jeszcze jeden tydzień porannych zmian w pracy, kiedy to wyjście na lornetkowanie jest jak strzał w kolano, przecież trzeba wstawać rano.
I nadeszła niedziela i jak na złość bezchmurne niebo cały dzień zapraszało na nocną ucztę. A ja jak ten tygrysek chciałem skakać i brykać i paczeć, a nie mogłem przecież bo jutro ten okropniasty poniedziałek 😭
Chwile skomlałem, ciut posmutniałem, lecz koło południa nastąpił przełom w mym rozumowaniu. A stało się to gdy rozstawiłem statyw i chciałem tylko troszeczkę posmakować. Ociupinkę słońca wpuściłem w obiektywy nikonki, uprzednio przez własnej roboty filtry większość fotonów odsiałem i do oczu wleciało ich tylko troszeczkę i to troszeczkę w zupełności mi wystarczyło żebym odrzucił obawy o następny poranek i po paru godzinkach pędził na miejscówkę z jęzorem na wierzchu poskramiać apetyt na niebo... 😎
Po tym przydługim wstępie coś o już wspomnianym słonku bym rzekł zanim przejdę do relacji właściwej:
"W samym centrum tarczy widać było sporych rozmiarów plamę. Później sprawdziłem na spaceweatherlive, że to region 2662 z kilkoma plamami słonecznymi. Poniżej rzucił mi się w oczy jeszcze jeden region (2663), ten o wiele jednak mniejszy i ledwo w 10x50 zauważalny".
18 czerwca o godzinie 2245 rozstawiłem statyw, rozłożyłem leżak, wyjąłem segregator z atlasem, piórnik, podkładkę, notatnik i byłem gotowy. Na pierwszy ogień poszło to co najjaśniejsze. Z uwagi na wczesną jeszcze porę innych opcji niż Jowisz i Saturn jeszcze nie dostrzegałem. Jowisz pięknie dziś się prezentował. Ciężka, jasna kropa z wiernymi towarzyszami w kolejności od lewej: Europa, Io, Ganimedes i Kalisto. Europa na lewo od giganta, reszta po przeciwnej stronie. Wszystkie z Jowiszem ułożone niemalże w linii, tylko Ganimedes ciut do góry podskoczył jakby chciał się wyrwać grawitacyjnej uprzęży swego pana. Najpiękniej jednak jawiło mi się to towarzystwo godzinkę później gdy kolejno, poczynając na Kalisto cała piątka zaczęła tulić się do wiszącej w polu widzenia lornetki gałęzi z listowiem, by po chwili całkiem już czmychnąć za zasłoną lasu.
Władca pierścieni natomiast na trzy dni po opozycji znajduję się o troszkę ponad 9 jednostek astronomicznych (AU) od Ziemi i w lornetce wyraźnie prezentuje jajowaty kształt, spłaszczony od północy i południa. Według mych notatek z planami obserwacji tuż przy Saturnie, na prawo od niego winien znajdować się największy z jego 62 księżyców czyli Tytan. Księżyc ten na sto procent jest tam gdzie być powinien, nie uciekł przecież lecz nie dostrzegłem go mimo usilnych starań.
Pierwsza godzina łowów to głównie przeskoki od Jowisza do Saturna, od Saturna do Antaresa (strasznie mi się podoba ta gwiazda, jej barwa jest wręcz olśniewająca i zwyczajnie piękna). Na szybko spojrzałem też na Wegę i jej najbliższe otoczenie. Tutaj od razu w oczy się rzuca piękny układ gwiazd Epsilon Lyrae. Tak sobie teraz myślę, że następna sesja poświęcona będzie na przeniesienie tej okolicy na kartkę szkicownika. Układ ε Lyr widoczny w nikonce jako dwie bliźniacze kolorem i jasnością gwiazdy sam się prosi o uwiecznienie na szkicu. Patrząc na epsilony odruchowo podleciałem do kolejnego, pięknego układu: Mizara i Alkora, lub jak go zwali Arabowie konia i jeźdźca.
Krótko po godzinie 23 głód mój zaczęły zaspokajać główne bohaterki mojej poprzedniej relacji czyli Herkulesowe kuleczki M13 i M92, przy okazji na ząb wrzuciłem kolejny układ podwójny podpowiedziany przez Harringtona a znajdujący się w pobliskiej Koronie Północy. Gwiazdy Układu Ni Korony Północnej (ν CrB) są bliźniaczo do siebie podobne, tak jak epsilony z Lutni. Posiadają jednak cieplejszy od nich odcień wpadający w delikatną pomarańcz.
Następny w kolejce był Arktur, który miał mnie zaprowadzić do kolejnego zaplanowanego celu w postaci asteryzmu co się zwie "Czapka Napoleona". Niestety nie podołałem i celu nie osiągnąłem. Siedem gwiazdek tego asteryzmu zbyt małą ma jasność (około 9-10 mag każda) by móc je zaobserwować o tej porze roku. Białe noce a także blask Arktura skutecznie zablokowały mi dojście do celu zaobserwowania tego pięknego jak słyszałem układu gwiazd. ("Czapkę Napoleona" wyłapałem podczas jednej z zimowych sesji z użyciem teleskopu. Tu znajduje się relacja z tej sesji.)
Minęła północ i nadeszła już pora na główne dania tej sesji. Wpierw upolowałem Jedną z największych gromad kulistych naszego nieba, liczącą około pól miliona gwiazd M3 w Psach Gończych. By ją odnaleźć zacząłem od Arktura, przebiegłem do Muphrida (Eta Bootis) po czym wykonałem zwrot o 90 stopni i przeskoczyłem o dwa pola widzenia w kierunku północno zachodnim. Pieknie jawiła się moim oczom, niemożliwością jest jej nie zauważyć. Tak jak to pisze Harrington wraz z dwiema pobliskimi gwiazdami tworzy trójkąt prostokątny, w którym sama obrała miejsce przy kącie prostym tejże figury. Poniższy szkic prezentuje gromadę M3 widzianą w mojej nikonce.
M3 w centrum, razem z gwiazdą HIP 67028 oraz HIP 66725 tworzy trójkąt zaproponowany przez Harringtona jako pomoc przy jej odnalezieniu.
Dalej ustrzeliłem aż dwa obiekty w jednym polu widzenia a konkretnie kolejne eMki, tym razem M10 i M12 z gwiazdozbioru Wężownika. Bardzo łatwo jest do nich trafić. Wystarczy przebyć drogę od gwiazdy Han (Zeta Oph), w kierunku północnym poprzez gwiazdę 23 Oph do 30 Oph by już praktyczne być u celu. M10 leży tuż tuż a ustawiając ją w centrum pola widzenia na północny zachód od niej łatwo dostrzegalna jawi się także M12.
Ostatnie pół godziny obserwacji ucztowałem w okolicy gwiazdy Cebalrai (beta Oph), w której starożytni Arabowie dostrzegali psa pasterskiego strzegącego pastwiska, pasterzem według nich była gwiazda Rasalhauge (alfa Oph). A według mnie owieczkami na pastwisku mogły być gwiazdy pięknej gromady otwartej umiejscowionej na północ od bety Wężownika. IC 4665 bo o niej mowa pięknie wygląda w szerokim polu nikonki. Jej jasne gwiazdy o zimnym zabarwieniu mocno biją swym blaskiem po oczach i mocno prosiły mnie o jeszcze jeden szkic. No takim cudom się nie odmawia i mimo późnej pory dałem się namówić na jeszcze kilka minut pod gołym niebem na chwilę przed krótkim snem i tym okropniastym poniedziałkiem w pracy...
IC 4665, najjaśniejsza gwiazda widoczna na szkicu to Cebalrai (β Oph).
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich astrozakręconych 😃
Komentarze
Prześlij komentarz